
Myślę, że większość z was słyszała o restrykcjach jakie Stany Zjednoczone wprowadzają w stosunku do rzeczy, które można wnieść na pokład samolotu. Jednym z ostatnich ograniczeń (chociaż już chyba zniesionym) jest zakaz wnoszenia laptopów na pokład samolotów wylatujących z niektórych krajów arabskich.
Mając to na uwadze człowiek podwójnie się przygotowuje do kontroli bezpieczeństwa tak, żeby wszystko poszło szybko i sprawnie. W dobrym przygotowaniu wytrenował mnie też Afganistan, gdzie przed wejściem na pokład samolotu były co najmniej 4 kontrole, czasem nawet więcej. W moim własnym interesie było więc przez wszystkie przejść szybko, żeby nie spóźnić się na samolot.
Zawsze więc trzymam jak najmniej rzeczy w bagażu podręcznym. Płyny wkładam do plastikowej torebki, pasek zdejmuje już przed lotniskiem. Generalnie robię wszystko, żeby szybko prześliznąć się przez skaner.
Tak też zrobiłem lecąc z Tokio na Hawaje, albo tak mi się przynajmniej wydawało. Gdy już mój bagaż przejechał przez skaner, miła pani pyta mnie czy to mój plecak. Odpowiadam więc zgodnie z prawdą, że tak i że chyba zapomniałem wyjąć ze środka dezodorant (w kulce, więc z płynem w środku). Pani jednak niewzruszona sięga do plecaka. Otwiera go i zaczyna grzebać w środku. Ja szczerze zainteresowany, zastanawiam się o co może chodzić.
Moje zainteresowanie błyskawicznie zamieniło się w dziwną mieszankę strachu i paniki, gdy pani wyciągnęła z plecaka nóż i z uśmiechem na twarzy pyta czy to mój. Odpowiadam więc szybko, że tak i, że nie i, że nie wiem skąd się tam wziął, i że nie planowałem go wnieść, i że jestem niewinny. Wszystko to z rękoma uniesionymi w górę.
Udało się ostatecznie wyjaśnić, że dzień wcześniej byliśmy na grillu. Pakowanie robiliśmy wspólnie i ktoś ten nóż musiał wrzucić. Ja najwyraźniej nie sprawdziłem bagażu tak dobrze jak mi się wydawało i mam swoją lekcje na przyszłość. Naszą wersję historii – bo tuż obok stała moja siostra, która wydawała się rozbawiona i wkurzona w tym samym czasie – potwierdzało to, że nóż był ubabrany w serze. Jaki porządny terrorysta popełniał by zbrodnie nożem pachnącym serem.
Olga była wkurzona, bo stwierdziła, że teraz na pewno oboje trafimy na czarną listę i przy każdym wjeździe do USA będziemy musieli przejść przez niekończący się koszmar kontroli.
Jej przypuszczenia wydawały się spełniać, kiedy tuż przed wejściem do samolotu zostaliśmy zaproszeni na dodatkową, zupełnie losową (co uśmiechnięta pani podkreślała kilka razy) kontrolę bezpieczeństwa. Na całe szczęście, wydaje się, że informacja ta do USA nie dotarła. Na miejscu zostaliśmy potraktowani tak samo jak wszyscy.
Po całym tym doświadczeniu zastanawiam się tylko, czy takie same szanse na wyjście z tej historii bez szwanku miałby ktoś o imieniu Ahmad. Na co dzień myślę, że nie zastanawiamy się nad tym, jak dobre mamy paszporty i jak wygodnie nam się podróżuje. Nie myślimy też na co dzień o tym, o ile łatwiejsze jest nasze życie bo jesteśmy biali.