
Kiedy zaczynałem pisać tego bloga obiecywałem sobie że pisać będę co parę dni, potem w związku z natłokiem obowiązków granicą było pisanie co tydzień. Wiadomo jednak że tygodnie mijają tak szybko że można przecież pisać co dwa tygodnie. Nikt nie zauważy. I tak właśnie minęły wczoraj trzy tygodnie od ostatniego wpisu a ja nie wiem kogo ja się staram oszukać..
Usprawiedliwiają się winni, ale ja się do takich właśnie zaliczam. Zwłaszcza że dostałem ostatnio dwa telefony z pytaniem czy żyję (pytanie dlaczego tylko dwa, i dlaczego po trzech tygodniach, jakbym nie żył to raczej był bym już w stanie głębokiego rozkładu przy 38 stopniach panujących na zewnątrz)
Przez cały ostatni miesiąc pracowałem na dwa etaty, narazie druga praca mi się skończyła i zastanawaim się czy się cieszyć wolnym czasem (który spędzam na fejsbuku) czy raczej smucić że nie będę się więcej zagłębiać w tajniki praw, okazja do pracy znalazła się bowiem w kencelarii prawnej. Umowę mam podpisaną, więc jak będzie dla mnie więcej pracy to zadzwonią. Muszę powiedzieć że dawało mi to jakąś taką małą satysfakcję, że jednak robię coś związanego z wykształceniem. Praca 6 dni w tygodniu czasem po 14 godzin dała mi się jednak we znak, zwłaszcza że w moim podstawowym miejscu zatrudnienia też lekko nie było.
Talibowie nie dawali ostatnio wytchnąć atakując co popadnie. Takie przynajmniej miałem wrażenie, bo nie widze w tym jakiegoś większego sensu. Zdaje się że było to w zeszłym tygodniu kiedy wstałem o 6:30, a właściwie to nie wstałem a zturlałem się z łóżka złapałem za laptopa żeby tylko sprawdzić co się dzieje. Na Twitterze od razu ze 20 wiadomości w rodzaju “był wybuch, ktoś coś wie?” lub bardziej dziennikarskie “W kabulu słyszano rano wybuch, więcej wkrótce” (oczywiście wiadomo że to wszystko po angielsku i oczywiście wszystko po angielsku brzmi lepiej…)
Atak skończył się dość szybko, tak jak zresztą zawsze, i muszę powiedzieć że przypominają mi w tym Ci Talibowie, seks nastolatków, zanim się rozkręci to już po wszystkim. O ile dobrze pamiętam, a przestałem już jakoś szczególnie zwracać uwagę, to skończyło się przed 9, w sam raz żeby pójść zjeść śniadanie. Dzień mijał jak zawsze, potem przyszła noc, i kładąc się do łóżka myślałem że sobie w końcu odpocznę.
Niestety niedoczekanie moje, następny dzień, następny atak. Tym razem przeszli sami siebie i zaatakowali 4:38, ponieważ atak był dość daleko (zawsze jak jedziemy w tamte okolice kierowcy pytają się czy do Pakistanu chcemy dojechać) tym razem mnie nie obudził. Zbudził mnie dopiero telefon od kolegi który mieszka po drugiej stronie ulicy od zaatakowanej bazy. Była to godzina mniej więcej 4:50 i ekscytacja w głosie trochę mnie zdziwiła, chcąc nie chcąc mi też się trochę udzieliło, patrze co się dzieje. Jednak nikt nic nie wie.
Tym razem ponieważ było to kawałek za miastem (niby miasto a jednak już nie) zanim tam ktoś dojechał to minęła godzina a nawet półtorej, ludzie od nas byli więcj na miejscu pierwsi co stanowiło bardzo fajny zbieg okoliczności. Kiedy jednak pojawił się pierwszy raport od szefa policji zastanawiałem się czy wszystko to na pewno prawda. Raport mówił bowiem że zaatakowany został warsztat samochodowy ‘No-Lemon’, Zdębiałem. No bo kto nazywałby warsztat samochodowy ‘brak cytryn’? No ale nie było wyjścia, informacja poszła w świat i tak się do dzisiaj zastanawiam czy słusznie. Pomyślałem sobie też wtedy że już naprawdę nie ma czego atakować.
W ubiegłym tygodniu o ile dobrze pamiętam były trzy ataki, nie jestem jednak pewien i powoli zaczynam tracić rachubę. Najciekawiej jest to że ponieważ jest tak od kiedy tu przyjechałem wydaje się to zupełnie normalne. Ludzie z którymi rozmawiam, a którzy byli tu co najmniej rok czy dwa mówią że nie pamiętają tak intensywnych ataków. Ja to jednak mam szczęście 😉
Od paru dni jest jednak spokojniej, chociaz ja wciąż czekam na jakiś atak, troche za bardzo weszło mi to w krew. Dzisiaj w nocy myślałem że sobie pośpię, jednak nie da rady, bo jak nie talibowie atakują to roboty drogowe koło domu spać nie dadzą.
Zaraz obok budynku w którym mieszkam przebudowują drogę od podstaw. Tutaj budowa drogi to nie przelewki bo wymieniają grunt na jakieś 3 metry w głąb. Przy czym wszystkie roboty drogowe odbywają się nocą, za dnia po tych wykopaliskach odbywa się normalny ruch (chociaż ciężko go nazwać normalnym).

Dzisiaj o godzinie 3 w nocy zbudziłem się myśląc że zostaliśmy zaatakowani, rozglądam się dookoła a wszystko się trzęsie, po stole szklanki latają, szyby brzęczą w oknach, zupełnie nie wiedziałem co się dzieje. Wiem że mój mózg wykluczył talibów i szukając logicznego wyjaśnienia wpadł na trzęsienie ziemni. W życiu żadnego nie przeżyłem nie mam więc pojęcia jak wygląda, wydawało się jednak możliwe, zarzucam na siebie cokolwiek wychodzę na korytarz i wtedy do mnie dotarło. Nawieźli nowego materiału a teraz trzeba to wyrównać i utwardzić. I jeździł taki walec z wbudowanym gigantycznym wibratorem i trząsł całą okolicą.
Przestał około czwartej, za co serdecznie mu w myślach podziękowałem i poszedłem dalej spać. Dzisiaj szykuje się powtórka z rozrywki….
Na koniec żeby nie było wpisu bez zdjęć. Otworzył się ostatnio w Kabulu punkt z mrożonym jogurtem, nie można się więc było nie skusić, poszliśmy więc w kilka osób, wszyscy oprócz mnie wylądowali na długie godziny w toalecie. Koniec (morał z tego taki że mrożony jogurt jest spoko, wszystkie dodatki są be)