
Powoli zaczynam rozumieć co miała na myśli koleżanka mówiąc że jest tu jak w więzieniu. Siedzę w swoim pokoju, obejrzałem już film, dwa odcinki serialu, zjadłem śniadanie i obiad (przyniesione do pokoju) pograłem trochę w grę i nie bardzo wiem co z sobą zrobić dalej.
Wczorajszy dzień wyglądał zdecydowanie lepiej. Może poza porankiem bo umierałem z głodu nie bardzo wiedząc skąd wytrzasnąć śniadanie, w końcu koleżanka zza ściany po tym gdy ją spytałem, zaprowadziła mnie do kuchni, gdzie kucharz spytał mnie co bym chciał. Jako że nie wiem co tu się je powiedziałem cokolwiek i za pół godziny dostałem makaron 😉

Życie towarzyskie w Kabulu
Po tym dziwnym śniadaniu pojechaliśmy z trzema innymi osobami zjeść jeszcze jedno śniadanie. I tak jak poprzednio i tym razem była to restauracja mieszcząca się w ogrodzie. Z zewnątrz żadnych szyldów, tylko drzwi w wielkim murze, a za nimi kontrola bezpieczeństwa. Chociaż tym razem mniej skrupulatna, pan pokryty gęsto siwymi włosami spytał nas tylko czy mamy broń i po naszych zapewnieniach że ani broni ani noży nie niesiemy puścił nas dalej. Ponieważ pogoda jest już znakomita, za dnia grubo ponad 20 stopni, siedzi się już na zewnątrz. Okazało się nawet że siedząc w pełnym słońcu było zdecydowanie za ciepło, musieliśmy więc przenieść nasz stolik w cień.

Menu w restauracji nie było żadnym zaskoczeniem i równie dobrze mógłbym je czytać w którymś z śródziemnomorskich kurortów, lub nawet i w Świnoujściu. Do wyboru były kanapki, bagietki, wrapy, naleśniki. Do picia świeżo wyciskane soki, które są tutaj naprawdę niesamowite, kawa, herbata, czyli co kto lubi. W dwóch miejscach w którym do tej pory byłem obsługa była niemiłosiernie powolna, ale nie jestem szczególnie wymagający pod tym względem, zwłaszcza ze i pogoda i towarzystwo były bardzo dobre.
Pierwszy raz na mieście
Po jedzeniu udaliśmy się na zwiedzanie miasta. Pierwszy cel to Chicken Street, z antykami, biżuterią i chustami. Ponieważ był to mój pierwszy raz tutaj na ulicy byłem dość ciekawy tego co zobaczę. Ulica ta jest miejscem gdzie można dostać pamiątki z kabulu, jest to więc cel wielu turystów. Jednak turystów tych raczej brak i słowo wielu oznacza w tym wypadku pewnie z 5 na dzień. Wszyscy sprzedawcy chcą oczywiście czegoś się pozbyć starają się więc jak mogą. Ale ceny w Kabulu nie zachęcają specjalnie do zakupów. Są jednak rzeczy którym warto się przyjrzeć, na przykład antyki wyglądały na śmiesznie tanie. Problem tylko w tym że nie znam się na tym co antykiem jest a co nie jest, a w tym wszechobecnym pyle wszystko wygląda na stare. Na samą ulicę wjechać nie mogliśmy, do tego nasz ochroniarz musiał zostać przy szlabanie 200 metrów dalej, ponieważ jest to strefa bez broni. Jaki jest więc sens takiej ochrony?

Po chicken street udaliśmy się do City Center, czyli największego i najbardziej ekskluzywnego centrum handlowego Kabulu. Przy czym znowu największy i najbardziej ekskluzywny wcale nie oznacza ze jest duży bądź ekskluzywny. Jedno co pozytywnie zaskakuje to że jest w środku czysto. Przed wejściem stoi wielka stalowa konstrukcja mająca chronić przed ostrzałem. Na wejściu oczywiście bramka magnetyczna i szczegółowe przeszukanie. W środku same sklepy z podróbkami, ma to jednak swój urok. Jest tam na przykład sklep z płytami DVD, każda po 2 dolary, i każda w pudełku wyglądającym lepiej od oryginalnego (i mówię to szczerze). Poza tym kilka sklepów z kosmetykami, gdzie też zdarzają się zabawne podróbki (jak na przykład dezodoranty firmy Ecco, który oryginalnie zajmuje się obuwiem).

Militaria jak za darmo
Na koniec pojechaliśmy na ulicę gdzie znajdują się sklepy z militariami. Jest ich tam z 50, każdy sprzedaje dokładnie to samo, a im dalej się pójdzie tym lepsze ceny się dostanie. Same militaria pochodzą prawdopodobnie z kradzieży z baz wojskowych. Znaleźć tam można nowe, oryginalnie zapakowane akcesoria jak noże, okulary, kompasy, manierki. Do tego odzież, bielizna, wszystko oryginalne, nowe i ładnie zapakowane. Ceny są kosmicznie małe, i to do tego stopnia że nawet ja się skusiłem na zakup. Tak więc znalazła się jedna rzecz która w kabulu jest tania.

Dzisiaj obudziłem się z bólem głowy który niestety trwa do teraz, ale podobno tak ma być, bo nie dość że zmiana czasu o 4 godziny, to jeszcze zmiana wysokości do 1800 mnpm. Podobno również za jakiś czas mi przejdzie. Dzisiaj wybieram się na grila, więc jak widać życie toczy się normalnie.

Fajnie, ze zaczales pisac bloga. Mega, ze opisales te zupelnie pierwsze wrazenia, ktorych ja juz kompletnie nie moge odtworzyc, bo wszystko stalo sie normalne. Jak opiszesz dzien wczorajszy? 😉
Ola
doafgu.blogspot.com
Jakoś sobie poradziłem z opisaniem tej imprezy chociaż nie tak łatwo było trzymać język za zębami 😛
Ciekawe!!! 🙂